"Gauntlet" został wydany w wersji na PC we wrześniu 2014 roku. Wariant obsługujący PlayStation 4 pojawił się niespełna rok później i nawet dziś nie ma problemu ze znalezieniem losowych kumpli do
"Gauntlet" został wydany w wersji na PC we wrześniu 2014 roku. Wariant obsługujący PlayStation 4 pojawił się niespełna rok później i nawet dziś nie ma problemu ze znalezieniem losowych kumpli do gry.
Arrowhead Game Studios
Seria "Gauntlet" to już prawdziwa legenda. Pierwsza część ukazała się, bagatela, 30 lat temu. Nie tak dawno temu studio Arrowhead, znane głównie z przezabawnej serii "Magicka", postanowiło odświeżyć ten klasyczny dungeon crawler w rytmie świszczących strzał i pazernych na złoto bohaterów. Początkowo wyszło tylko nieźle, ale po ulepszeniu gry do statusu "Slayer Edition" nowy "Gauntlet" nabrał kolorów.
Zasady gry są proste. Wchodzimy do podziemi napędzani irytującymi tekstami pewnego złego maga i schodzimy jak najniżej, by spuścić mu konkretne manto. W międzyczasie, jak to awanturnicy, będziemy się wzbogacać oraz szatkować setki potworów. Mimo tej prostoty w założeniach "Gauntlet" wcale nie jest grą prostacką.
Arrowhead Game Studios
Do dyspozycji mamy cztery klasy: Wojownika, Walkirię, Elfa oraz Maga. Jest jeszcze piąta –Nekromanta, ale trzeba za nią zapłacić, co uważam za skandal. Dwie pierwsze profesje to typowe zakapiory przeznaczone do walki wręcz. Wojownik z barbarzyńskim szlifem wiruje, robiąc z wrogów szisz kebab, a Walkiria raz używa tarczy, a potem przecina serię wrogów szarżą z włócznią. I na tym w zasadzie w ich przypadku kończy się komplikacja. Oczywiście obie postaci możemy rozwijać, ale nie zmienia to ich podstawowej roli: byle do przodu.
Znacznie ciekawsze i moje ulubione postacie to Mag i Elf. O ile sterowanie Elfem jest wciąż dość tradycyjne w obrębie gry, o tyle Mag to zupełnie inna sprawa. Bardzo przypomina on postacie czarodziejów z "Magicki". Nasz protegowany nie wyprowadza bowiem zwyczajnych ataków, lecz rzuca zaklęcia. Te przypisane są do trzech przycisków na padzie (trójkąta, kwadratu i kółka) i w zależności od dwuprzyciskowej kombinacji ciskamy we wrogów innym czarem. Kombinacji, jak nietrudno się domyślić, jest dziewięć i największym problemem jest zapamiętanie, które z nich są najbardziej potrzebne w danej sytuacji. Mag to niestety postać, która wymaga spokoju, opanowania i taktycznego myślenia, nawet jeśli pykamy w gierkę, w której głównym celem jest zabijanie potworów i zbieranie złota.
Arrowhead Game Studios
Elf z kolei, choć z pozoru dość zwyczajny, kryje w sobie sporo możliwości. Przede wszystkim to postać bardzo szybka i, podobnie jak Mag, przeznaczona do walki na dystans. Cały czas szyje ze swojego łuku (gra przypomina wtedy twin-stick shooter), a od czasu do czasu rzuca bombą dymną albo granatem. Najważniejsze u Elfa są jednak fikołki. Otóż nasz wysportowany koleżka może robić przewrót, podczas którego jest niewrażliwy na obrażenia. Oczywiście początkowo przydaje się to głównie do tego, by rzucić granat, a potem odskoczyć, ale prawda jest taka, że Elf to najlepsza postać do stukania złota. Podczas losowych gier raz po raz dostawałem w twarz bluzgami, gdyż mój Elf ciągle podbierał złoto kumplom z drużyny. Pod koniec poziomu prawie zawsze zresztą dostawał nagrodę za pazerność.
W "Slayer Edition" znikł sklep, w którym kupowaliśmy nowe artefakty czy zdolności. Ta funkcja została zamieniona na modyfikowanie wyposażenia tuż przed misją, podobnie jak ma to miejsce w grach pokroju "Call of Duty". System jest ten sam: zbieramy złoto, kupujemy bronie, artefakty czy talizmany, szukamy kolejnych ton złota, by kupić nowy sprzęt i tak aż do końca rozwoju postaci. Gwarantuję jednak, że trochę trzeba pograć – nasza postać zdobywa średnio kilka tysięcy sztuk złota, zaś te co konkretniejsze przedmioty to wydatek minimum 50 tys. złota. Możemy też przy okazji zmieniać nieco wygląd naszej postaci, a także dokładać jej np. zdobyte podczas dziennych wyzwań pelerynki. Wyzwania zresztą to prawdziwy koszmar; jednego dnia mogą być to proste areny, które przy odrobinie samozaparcia pokonamy w pojedynkę, innym razem po trzydziestu sekundach gry zaleje nas horda nieumarłych.
Arrowhead Game Studios
Gra, mimo tego że jest dość prosta w obsłudze, nie nudzi, a to ze względu na dwie rzeczy. Po pierwsze możliwość dołączania w dowolnym momencie do gry publicznej. Dzięki temu nie musimy się martwić, że będziemy grać sami i nie podołamy jakiemuś bossowi. W raptem minutę drużyna jest pełna, koledzy marnują ograniczoną na zespół liczbę bonusowych żyć, a ten cholerny elf znowu kradnie całe złoto. Co więcej, w grze pojawia się nowa opcja, tj. tryb gry bez końca. To świetna sprawa, kiedy akurat znajdziemy komplet do brydża i w czwórkę ruszymy w głąb katakumb, by znaleźć kolejne tony złota i – nie ma co ukrywać – pewną śmierć.
Cała zabawa z "Gauntlet" płynie z kooperacji. Granie samemu nie dostarczy tych samych doznań i radości, co wyścigi z kumplami o to, kto pierwszy ogołoci daną komnatę ze złota i zostawi resztę zespołu na pastwę umarlaków.